flądra

czy klops?
flądra

No więc miało nas żywić MORZE. Bardzo na nie liczyliśmy i w ogóle nie braliśmy pod uwagę, że będą z tym jakieś trudności. Ostatni raz byłam nad Bałtykiem dawno, aż wstyd powiedzieć. I wtedy właśnie, zdaje się że to musiała być jakaś zupełnie inna epoka, mój tata kupił od rybaka, jakich wokół było wielu, łososia wędzonego. Przysięgam, że była to najlepsza rzecz jaką jadłam w moim całym życiu. Nigdy potem nie udało mi się kupić już takiego łososia. Nigdy i nigdzie.
Teraz więc już od miesiąca cieszyłam się na te wakacje, głównie z przyczyn kulinarnych.

A tu klops. Dosłownie i w przenośni. Bo klopsików z indyka w sosie tutaj dostatek. Na przykład nieopodal jest pizzeria. Nazywa się to to Pizza Cafe i jest najdziwniejszym miejscem na świecie. I tam właśnie w karcie jest pizza, owszem, nawet dla diabetyków, ale jest i jajecznica i właśnie te nieszczęsne klopsiki indycze. Nie dane było jednak nam nic skosztować, bo wyproszono nas stamtąd ponad godzinę przed zamknięciem tymi prostymi słowami: 
Kucharz mi idzie do domu, ja już dziś nie przyjmuję zamówień.
Bardzośmy się ucieszyli, bo właśnie zastanawialiśmy się jak tu wyjść nie zamawiając nic, a jednak nie obrażając nikogo.

Zapyta ktoś pewnie, po co w ogóle weszliśmy do pizzerii. Miało być morze, łosoś i inne takie bałtyckie klimaty. Ano poszliśmy, bo w okolicy były tylko wegańsko-hipsterskie przybytki, albo pizza. Fakt, że nie mieszkamy w dzielnicy portowej. Ale nawet w dzielnicach portowo-plażowych ciężko o rybę. To znaczy ryby są, ale te same co w Krakowie. Mrożone w tej samej chłodni zdaje się. Jak w końcu znaleźliśmy powszechnie polecane miejsce na trasie Gdańsk - Sopot, to się okazało, że kolejka na pół godziny stania i ceny na pół portfela. Ale zostaliśmy i byliśmy zadowoleni. Ten jeden raz.

Zatem, jeśli nie wyjechaliście na wakacje to się wcale nie martwcie. Kupcie sobie flądrę, poświęćcie kilka minut i już! Taniej, szybciej i często smaczniej niż nad morzem.

 

Flądra z patelni

Składniki:

ryba:
3 dorodne flądry, najlepiej około 200g każda
mąka
olej rzepakowy do smażenia

surówka z białej kapusty:
pół główki kapusty
2 marchewki
sól
1 łyżka soku z cytryny
1 łyżka cukru
1 łyżka oleju rzepakowego
pół pęczka koperku

F
 

Przyrządzam:
Zaczynam od surówki, bo potrzeba jej trochę czasu aby się „przegryzła”. Obieram główkę kapusty z zewnętrznych liści, kroję na pół i usuwam głąb. Całą połówkę szatkuję na cienkie paski, wrzucam do miski, delikatnie posypuję solą i odstawiam na parę minut aby kapusta puściła sok i zmiękła. Kropię sokiem z cytryny, dodaję olej i cukier i dokładnie mieszam. Próbuję i ewentualnie dosalam. Zdarzyło mi się parę razy przesolić surówkę w pierwszej fazie, więc wolę dosolić później. Dodaję pokrojony koperek.

Na patelni rozgrzewam olej. Daję go dość dużo, tak aby ryba czuła się prawie jak w Bałtyku. Sprawioną i umytą rybę wycieram ręcznikiem papierowym, obtaczam mąką i wrzucam na gorący olej. Smażę na średnim ogniu przez około dwie minuty z każdej strony. Doprawiam na talerzu solą i kroplami cytryny.