kogo kocham

temu tort

Co roku się zastanawiam, czy my w ogóle obchodzimy walentynki? Czy jest sens, czy wpisywać się w tę różowo-tiulowo-plastikowy szał? I wszystko to z innymi parami, które też są uroczo zakochane. Człowiek się czuje zupełnie niewyjątkowy. Ale potem widzę w koło tyle czekolady, małych prezencików i cukierków, że przykro tak jakoś całkiem zignorować ten dzień.

Więc może jednak chociaż maleńki, symboliczny torcik. Przecież symbole też są ważne. A w maleńkim torciku, symboliczne podziękowania za wszystko.

Więc pierwsze serce z papieru za to, że go śmieszą moje żarty (prawie wszystkie). Drugie, za wszystkie filmy, które włączył (choć niektóre były za smutne, a niektóre zbyt awangardowe). Kolejne za wszystkie puszki niezdrowych napojów gazowanych, które przyniósł w kieszeni kurtki. Za kilka miłych słów każdego dnia. Za bałagan w łazience (bo przynajmniej wiem, że tu żyjemy). Za niespodziewane obiady na mieście i zaplanowane kolacje w domu. Za przygody. Za wygody. Z mnóstwo rzeczy, o których wiemy tylko my dwoje.

Zrobił się z tego symboliczny las. Zaczęłam więc zastanawiać się nad tym, co ten symbol miałby oznaczać. Ale tak się zagmatwałam, tak się zagubiłam, że dałam sobie spokój.

Ważne, że tort był pyszny, a ta wyliczanka pożyteczna i miła. I takie walentynki to ja rozumiem.