lemoniada kwiatowa
I kto powiedział, że chłopaki nie lubią kwiatów? Lubią! Lubią zrywać, dawać, oglądać, wąchać i jeść.
Poszliśmy więc zrywać. Akurat czarny bez w pełnym rozkwicie, nachyla się nad bocznymi drogami. Wygląda ładnie, wyjątkowo dekoracyjnie i bardzo nieużytkowo. Błąd! My go zbieramy nie do wazonów, a do butelek. Bo nie należy oceniać rośliny po kwiatkach i kobiet po paznokciach. Jak ładne, to nie oznacza zaraz, że do niczego się nie przydadzą.
Jednak chłopiec niespełna trzyletni do zbierania bzu nadaje się średnio.
- Ja nie dosięgam! - Skarży się. I zaraz znajduje przycznę. - Bo nie jestem Diplodokiem.
- No tak, bo on ma długą szyję, prawda?
- Tak. Ale, ale Tyranozaur nie ma długiej szyi. Ma krótką.
- Ale za to ma wielką paszczę.
- Tak! Żeby zjadać Triceratopsa!
I tak się właśnie zbiera kwiatki z chłopakami. Fajnie. Uzbieraliśmy pełen kosz. A z kwiatów, okazuje się można zrobić koronę, rogi jelenia oraz syrop.
Mnie, przyznaję, najbardziej z tego wszystkiego interesował syrop. I bardzo wam go polecam na lato - jest cudownie ożywczy i dużo ciekawszy niż zwykła lemoniada.
Więc, czy jesteście Diplodokami, czy nie idźcie zbierać czarny bez. Póki jest!
Syrop z kwiatów czarnego bzu
Składniki:
Kwiaty czarnego bzu – 40-50 baldachów
Woda źródlana – 1,5 l
Cukier – 1 kg
Cytryny – 4-5 szt.
Przygotowuję:
Kosz, do którego będę zbierała kwiaty wykładam pergaminem (wcześniej go mnę, a później rozprostowuję aby szczelnie wypełnił koszyk). Wyszukuję krzaków czarnego bzu zdala od ruchliwych dróg w rejonach ekologicznych. Wybieram tylko rozwinięte kwiaty. Delikatny pyłek jest bardzo cenny i stąd papier oraz bardzo ostrożny zbiór kwiatostanów. Tak czy siak będziecie cali obsypani pyłkiem.
Zbieram delikatnie baldachy (bez wstrząsów), układam w koszu wyłożonym papierem. Najlepiej na miejscu (transport dodatkowo otrzęsie pyłek) obcinam kwiatostany tak, aby łodyżek było jak najmniej (widać to na zdjęciach), bo są gorzkie.
Strząsam z pergaminu pyłek, który opadł z kwiatów do słoja. Zagotowuję wodę i wrzątkiem zalewam ścięte kwiaty i pyłek. Zamykam słój (gorąca woda nie powinna parować) i odstawiam na noc do chłodnej piwniczki. Następnego dnia przecedzam (na gęstym sicie umieszczam dodatkowo gazę) dodaję cukier i sok z cytryn.
Podgrzewam do zagotowania i wyłączam. Gorący rozlewam do butelek. Szczelnie zakręcam i odstawiam do ostygnięcia. To mój letni skarb. Zawsze jest go zbyt mało. Syrop jest leczniczy (szczegóły znajdziecie w internecie, nie będę się wymądrzać) ale ja przygotowuję go przede wszystkim jako wspaniałą bazę letnich lemoniad i koktajli z miętą i wodą mineralną, limonką, jak chcecie (piszcie o Waszych pomysłach) – WSPANIAŁA WSPANIAŁOŚĆ!
Spieszcie się to już pora na zbiór!!!